W marcu na scenie sali widowiskowej OSP w Sulejówku wystąpił kabaret „Jurki”, dzięki czemu nadarzyła się doskonała okazja do przeprowadzenia rozmowy. Agnieszka „Marylka” Litwin, Przemysław „Sasza” Żejmo, Wojciech Kamiński, Marek Litwin byli gośćmi uczennic ZSP w Sulejówku Julii Laskowskiej i Wiktorii Jurkowskiej. Korekty wywiadu dokonał Pan Tomasz Jackiewicz - opiekun zespołu.

 

WYWIAD Z KABARETEM „JURKI”

 

Na początku przenieśmy się wspomnieniami do 1994 roku! Jak wyglądały początki waszej kariery?

Agnieszka „ Marylka” Litwin - Spotkaliśmy się na studiach. Przyjechaliśmy na studia do Zielonej Góry. Tam istniało duże środowisko kabaretowe studentów animacji społeczno-kulturalnej. Funkcjonował kabaret „potem”, zespół „raz, dwa, trzy”, mnóstwo studentów, którzy działali w kulturze. My znaleźliśmy się w klubie studenckim, który nazywał się „Gęba” i dołączyliśmy się do tych działań. Takie były początki.

 

Czy przed tym, jako młodzież, mieliście okazję występować w kabaretach?

Agnieszka „ Marylka” Litwin – W różnych przedstawieniach, oczywiście, że tak.

Przemysław „Sasza” Żejmo -Ja w szkole średniej uczestniczyłem w kabarecie.

Wojciech Kamiński- Ja w szkole średniej mówiłem monolog „dwanaście butelek jałowcówki” w montażu antyalkoholowym, który przygotowała moja polonistka.

 

Czy już wtedy, w młodości wiedzieliście, ze chcecie iść w kierunku kabaretu?

Wojciech Kamiński - Ja nie.

Agnieszka „ Marylka” Litwin - Wydaje mi się, że jeżeli człowiek ma kilkanaście lat oczywiście może marzyć, że chce być aktorem i przebierać się w buty mamy, chodzić w nich po domu, ale tak naprawdę się tego nie wie.

Przemysław „Sasza” Żejmo -Ja nie wiedziałem. Chciałem mieć schronisko.

Marek Litwin -Ja też nie wiedziałem od dziecka.

Agnieszka „ Marylka” Litwin – Ale już wtedy zaczynałeś grać kolędy na pianinku.

Marek Litwin - Tak, zaczynałem grać kolędy na pianinku.

Wojciech Kamiński – Już Marek był bardzo utalentowany, gdy miał pięć lat.

 

Czy te występy były bardzo stresujące?

Agnieszka „ Marylka” Litwin - Początki w klubie studenckim nie były aż tak stresujące. Później jak zaczęliśmy zajmować się tym na poważnie, czyli założyliśmy kabaret i zaczęliśmy występować przed ludźmi oficjalnie w domach kultury i innych różnych miejscach, były stresujące. A z czasem, z doświadczeniem, z ilością tych występów i ich różnorodnością minęło. Nie jest aż tak silne.

Marek Litwin - Mnie bardzo stresował ojciec, gdy grałem kolędy, bo krzyczał „ Głośniej, głośniej!” Krzyczał i śpiewał.

 

Czy możecie polecić młodym ludziom różne szkoły, kursy lub inne źródła, które mogły by pomóc w grze w kabarecie?

Wojciech Kamiński – Nie ma szkół kabaretowych, są szkoły aktorskie. Natomiast jeśli chodzi o kabaret, można polegać tylko i wyłączne na starszych kolegach, którzy od czasu do czasu prowadzą jakieś warsztaty kabaretowe. Zdarzają się dość cyklicznie takie warsztaty, na przykład w Mrągowie. Organizuje to stowarzyszenie „PaKA”, które ma za zadanie szerzyć kulturę kabaretową. Wiemy też, że od czasu do czasu odbywają się warsztaty kabaretowe organizowane przez domy kultury dla uczestników kół zainteresowań. Nie ma żadnej szkoły, która przygotowywała by do bycia typowo kabareciarzami. Jest jeszcze parę książek, które można przeczytać. Dobrym przykładem jest książka Władysława Sikory o tytule „Nie tylko…kabaret POTEM ”.

 

Czyli szkoła aktorska nie pomoże w kabarecie?

Przemysław „Sasza” Żejmo - Oczywiście, że pomoże, tylko nie jest to tożsame.

Agnieszka „ Marylka” Litwin - Aktorzy mają bardzo szerokie spektrum, bo grają i dramatycznie i komediowo. Są bardzo dobrze przygotowani. Natomiast ten ruch z jakiego my się wywodzimy, jest ruchem amatorskim.

Wojciech Kamiński - Statystyka wykazuje, że po szkołach aktorskich nie ma kabareciarzy. Jest chyba jeden kabaret „ na koniec świata”, który wywodzi się ze szkoły aktorskiej. Niemalże cały ruch kabaretowy wywodzi się z studenckiego ruchu amatorskiego.

 

Czy każdy ma szansę żeby stanąć na scenie kabaretu?

Wojciech Kamiński - Szansę ma każdy.

Agnieszka „ Marylka” Litwin -Tylko pytanie czy przetrwa.

Marek Litwin - Właściwie każdy kto ma predyspozycje do rozbawiania ludzi, chęć robienia tego ma szansę.

Wojciech Kamiński - Nawet gdy nie ma do tego predyspozycji może stanąć, a co z tego wyjdzie to się okaże.

Agnieszka „ Marylka” Litwin -Toco ztego wyjdzie jest w jego rękach.

 

Jakie są potrzebne do tego umiejętności?

Wojciech Kamiński - Trzeba umieć mówić. Czasami śpiewać. Trzeba mieć trochę wyobraźni.

Agnieszka „ Marylka” Litwin -Trzeba mieć trochę problemów, bo scena jest tez seansem terapeutycznym.

Wojciech Kamiński - Zgadza się, im więcej problemów tym śmieszniejsze rzeczy wychodzą. Trzeba też to czuć to jest podstawą.

Agnieszka „ Marylka” Litwin - Trzeba mieć to coś. Na pewno każdy ma wśród swoich znajomych kogoś kto bawi na imprezach prywatnych, to jest właśnie ktoś taki.

 

Czy możecie opowiedzieć o ulubionym skeczu, swoim lub innej grupy kabaretowej?

Agnieszka „ Marylka” Litwin -„ Drzwi” moralnego niepokoju.

Wojciech Kamiński – „Dziubas” kabaretu Hrabi. Lubię bardzo skecz „cmentarz” z naszego repertuaru.

Agnieszka „ Marylka” Litwin – „Ani mrumru” kabaretu Tofik. To takie, które się pamięta.

Wojciech Kamiński – „Mamuśka” Laskowika. Za tamtych czasów byliśmy dziećmi. Ja uwielbiałem oglądać cały cykl z kabaretu Olgi Lipińskiej

Przemysław „Sasza” Żejmo - Cały cykl Monty Pythona to była świetna rzecz.

Agnieszka „ Marylka” Litwin - Z naszych ulubionych „kocia zagadka”, „Eliza”. Kiedyś „dresiarz”, „obiad”.

 

Czy zdarza Wam się śmiać na scenie w nieoczekiwanym momencie?

Wojciech Kamiński - Zdarza nam się śmiać, staramy się tego nie robić. Staramy się utrzymać rolę do końca. Zdarza się, że nie wytrzymujemy napięcia, które między nami powstaje i czasami ktoś improwizuje w taki sposób, że sami stajemy się widzami w skeczu i zaczyna nas to zwyczajnie bawić.

 

Czy często musicie improwizować?

Agnieszka „ Marylka” Litwin - My nie musimy, my chcemy. To wychodzi na żywo w kontakcie z daną publicznością i danym miejscem.

 

Czyli zazwyczaj improwizacji jest dużo. Więc każdy występ wygląda inaczej?

Agnieszka „ Marylka” Litwin - Nawet się tak staramy. Chcemy żeby widz miał coś nowego. Zawsze tu i teraz.

Wojciech Kamiński – Staramy się żeby każdy występ był niepowtarzalny. Jak do tej pory nam się to udaje. Więc improwizujemy.

 

Na koniec wasze najgorsze i najlepsze wspomnienia ze sceny?

Przemysław „Sasza” Żejmo – Ja kiedyś spadłem ze sceny w Radomiu. Graliśmy scenę tańca śmierci, zakręciłem się i spadłem. Jeszcze chwyciłem się krzesła, myślałem, że to utrzyma mnie na scenie więc runąłem razem z nim. Po czym wdrapałem się na scenę i tańczyłem dalej ale przez chwilę się bałem.

Agnieszka „ Marylka” Litwin - Kiedyś występowaliśmy na imprezie plenerowej. Było dosyć dużo ludzi. Ja śpiewałam piosenkęi podszedł pod scenę pewien pan. Nie był on w stanie trzeźwym. Spojrzał na mnie i na cały głos krzyknął „ Ale ty jesteś brzydka”. To akurat było dosyć śmieszne. Natomiast z tych złych. Spadłam, ze schodów i rozcięłam mięsień, myślałam, że złamałam kręgosłup.

Wojciech Kamiński - Mi się też przypomniało z takich bolesnych doświadczeń. Miałem zapalenie ucha. Sama w sobie było to dość bolesne i dolegliwe. Mieliśmy taki skecz, gdzie Marylka uderzała mnie w twarz. Nie trafiła w twarz, trafiła w ucho. To było dosyć ciekawe doświadczenie.

Przemysław „Sasza” Żejmo - Z Takich miłych wspomnień. Pamiętam jak miałem 40 urodziny i występowaliśmy w Dąbrowie Górniczej. Tuż po skeczu koledzy przygotowali mi niespodziankę w postaci tortu, były też nagrane głosy moich dzieci i puszczone z nagłośnienia. Ludzie śpiewali mi sto lat. To było bardzo miłe.

Wojciech Kamiński – Każdy udany występ jest takim dobrym a nawet najlepszym doświadczeniem. To się najbardziej liczy, schodzimy ze sceny i czujemy, że dobrze wykonaliśmy nasze zadanie.

Agnieszka „ Marylka” Litwin - Gdy ludzie przychodzą do nas po występach. Przytulają nas. Dziękują nam, że jesteśmy i potrafimy oderwać ich od tej szarej rzeczywistości. Mówią nam, że jesteśmy im potrzebni, że dobrze, że jesteśmy. Kiedyś padał deszcz w Gdańsku, graliśmy występ. Zerwała się straszna ulewa. Dla nas to było miłe doświadczenie. Część ludzi poszła, więc tych wszystkich którzy zostali w strugach deszczu i nas oglądali zaprosiliśmy na scenę. Oni wszyscy weszli na scenę ustawili się w kole. A my wśród nich na skrawku sceny zagraliśmy do końca występ. Drugi raz zrobiliśmy to samo na Targówku.

Przemysław „Sasza” Żejmo – Kiedyś Graliśmy występ na 60-lecie mojej szkoły. Padł prąd i mimo, że było dużo ludzi graliśmy bez mikrofonów. Wszyscy słuchali i podchodzili bliżej, była cisza jak nigdy wcześniej.

 

- Bardzo dziękujemy za udzielenie wywiadu.

- My również bardzo dziękujemy.

 

 

DSC_0567.JPGDSC_0573.JPGDSC_0575.JPGDSC_0579.JPGDSC_0581.JPGDSC_0591.JPGDSC_0593.JPGDSC_0598.JPGDSC_0600.JPGDSC_0603.JPGDSC_0604.JPGDSC_0607.JPGDSC_0611.JPGDSC_0613.JPGDSC_0614.JPGDSC_0615.JPGDSC_0616.JPGDSC_0622.JPGDSC_0623.JPGDSC_0624.JPGDSC_0625.JPGDSC_0627.JPGDSC_0628.JPGDSC_0631.JPGDSC_0632.JPGDSC_0635.JPGDSC_0636.JPGDSC_0638.JPGDSC_0639.JPGDSC_0644.JPGDSC_0649.JPGDSC_0651.JPGDSC_0655.JPGDSC_0659.JPGDSC_0664.JPGDSC_0669.JPGDSC_0670.JPGDSC_0672.JPGDSC_0674.JPGDSC_0676.JPGDSC_0678.JPG